Był na Krecie, został ranny w Bułgarii i wywieziony do obozu jenieckiego w Belgii. Kawałek historii swojego życia pokazują w rozmowie z Wojciechem Albeckim najstarsi mieszkańcy Tuchomia – Jadwiga i Alojzy Groth.
Jak długo są Państwo małżeństwem?
Już 68 lat wspólnego pożycia.
Jesteście małżeństwem z najdłuższym stażem w Gminie Żukowo. Gratuluję! A teraz cofnijmy się trochę w czasie. Kiedy trafił Pan do Tuchomka i jak wyglądało tu przed wojną?
Urodziłem się w 1921 roku w Baninie i do Tuchomka (cześć wsi Tuchom leżącą nad jeziorem – przyp. red.) trafiłem w 1937 roku. Tu na majątku gospodarzem był Niemiec o nazwisku Winkelmann. Był ewangelikiem i do kościoła dojeżdżał do Karczemek. Jego majątek w Tuchomku liczył około 200-250 hektarów i ciągnął się w kierunku Fikakowa. Był też właścicielem majątku w Owczarni, gdzie miał swojego rządcę. W zamian za mieszkanie musieliśmy pracować na tym majątku. Mieszkając w Baninie, chodziłem 6 lat do szkoły w Rębiechowie – w Baninie nie było szkoły. Jak skończyłem szkołę, przeprowadziłem się do Tuchomia.
Pani Jadwigo, czy pamięta Pani okres II Wojny Światowej?
Tego nie da się zapomnieć. Rano, jak wstaliśmy, było tu wszędzie pełno niemieckiego wojska z Wrzeszcza, Polacy uciekli. Niemcy po wejściu do Tuchomia nikomu nic nie robili. Polskie wojsko było słabo uzbrojone, a Niemcy byli uzbrojeni aż po zęby. Biednie wyglądali nasi polscy żołnierze…
Jak potoczyły się Pana losy w czasie wojny?
W 1942 roku dostałem wezwanie do niemieckiego wojska, do Malborka. Tam, po odbyciu trzymiesięcznego przeszkolenia, zostałem skierowany do Grecji, na Kretę. Było to w sierpniu 1942 roku. Służyłem w Grecji 21 miesięcy. Dobrze wspominam ten okres, ponieważ na Krecie było ciepło, a i na brak wina nie narzekaliśmy. Mieszkaliśmy w szkole. Na Krecie wszystkie istniejące przed wojną gimnazja zostały przejęte przez Wermacht i w jednym z nich mieliśmy swoje koszary. W czasie okupacji niemieckiej dzieci Greków nie chodziły do szkoły.
Banino – Tuchomek – Malbork – Kreta… Co było dalej?
Po 21 miesiącach służby na Krecie dostałem urlop i po nim zostałem skierowany do służby w Bułgarii. Tam zostałem postrzelony w nogę przez jednego z Bułgarów i trafiłem na 9 miesięcy do szpitala w Niemczech. Po wyjściu ze szpitala skierowano mnie prosto na front w Niemczech – tam podczas walk zostałem wzięty do brytyjskiej niewoli.
To były ciężkie i trudne czasy. Długo był Pan w niewoli?
Po wzięciu do niewoli przewieziono nas do obozu jenieckiego na terenie Belgii, gdzie spędziliśmy rok. Po roku Anglicy zaokrętowali nas na swój statek i zawieźli nim do Gdyni – było nas około 2 tys. Polaków. W porcie nie trzymali nas długo – tylko 1 dzień – sprawdzali, czy nie byliśmy członkami SS i puszczali do domu. Dali mi bilet na pociąg, którym z Gdyni dojechałem do Owczarni (Osowa PKP – przy. red.). Stamtąd już na pieszo do Tuchomka…
W końcu upragniony powrót. Niesamowite przeżycia. Jak wyglądał Tuchomek po wojnie?
Żaden z budynków nie ucierpiał w czasie wojny. Na majątku (obecnie dworek Oleńka – przyp. red.) był obóz jeniecki z wziętymi do niewoli niemieckimi żołnierzami. Przez rok czasu zarządzało nim UB (Urząd Bezpieczeństwa – przyp. red.). Jeńcy pracowali w polu, a UB ich pilnowało. W Tuchomku były wówczas 4 domy oraz około 15-20 mieszkańców. W naszym domu mieszkały 4 osoby.
Co się stało z właścicielem majątku Winkelmannem?
Winkelmann wiedząc, co robią Rosjanie z burżujami, (pogardliwe określenie osoby majętnej – często również posiadacza ziemskiego – przyp. red.) w obliczu zbliżania się frontu, pewnej nocy uciekł. Mieszkańcy pomagali mu jeszcze w nocy załadować cały samochód sprzętów, z którymi ukrył się w Sopocie. Tam znaleźli go Rosjanie, którzy podobno odwieźli go na granicę z Niemcami. Winkelmann nie był zły dla ludzi.
Jakie były dalsze losy majątku w Tuchomku?
Po roku jeńcy niemieccy zostali zwolnieni, a po odejściu UB majątek przejęli kolejarze z Gdyni. Mieszkańcy Tuchomka przez okres, w którym kolej zajmowała się majątkiem, a były to chyba ze 3 lata, pracowali u nich na majątku. Potem była parcelacja.
Jak przebiegał podział?
Ci, którzy mieszkali w Tuchomku, dostali średnio po 8 hektarów do wykupu. Te rodziny, które miały więcej dzieci, mogły dostać więcej ziemi. Przez okres 20 lat w corocznych ratach należało spłacać należności za parcelę. Przez okres 3 lat zwolnieni byliśmy z płacenia podatku i kontyngentów (podatku rolnego i dostaw obowiązkowych – przyp. red.).
A kto przejął majątek?
Sam majątek przejął po kolejarzach Elanex – zakład przemysłu lnianego z Łodzi. Resztę ziemi, która została z majątku, przejął ogrodnik z Osowy, ale po kilku latach zrezygnował i wróciła ona do Elanexu.
Czym się Pan zajmował po powrocie do domu?
Po powrocie pomagałem moim rodzicom Janowi i Antoninie przy gospodarstwie. Później przez dwa lata pracowałem w Oliwie w zakładzie wywożącym śmieci, a następnie kilka lat w stolarni we Wrzeszczu. Przez 3 kadencje byłem radnym, początkowo w latach 1973 w Kielnie. Do 1976 roku tam znajdowała się gmina, a dalej już w Żukowie. W 1981 roku przeszedłem na emeryturę.
Co wspomina Pan z okresu, gdy zajmował się Pan gospodarstwem?
Była bieda, musieliśmy spłacać tę parcelę oraz konie. Konie nie chciały pracować w polu, prawdopodobnie przyzwyczajone były do ciągnięcia bryczki. Pracowały tylko wtedy, gdy był dyszel. Podczas parcelacji dostaliśmy tylko podstawowe drobne sprzęty, takie jak np. brony. Lepiej było, gdy władzę objął Gierek. To on zniósł obowiązkowe dostawy i utworzył KRUS. Wcześniej, idąc do lekarza, musieliśmy płacić, a nie każdego było stać na leczenie.
Po tylu przeżyciach podczas II Wojny Światowej człowiekowi nadal nie było łatwo.
Całe życie w polu pracowałem końmi, wówczas w Tuchomiu traktor miał tylko pan Kurkowski. Pamiętam również, jak za Gomułki każdy musiał chodzić z butelką po polu ziemniaków i szukać stonki ziemniaczanej. Sołtys nakazał i cała wieś musiała szukać, każdy na swoim polu.
Jak poznał Pan żonę?
Mieszkaliśmy w Tuchomku i byliśmy sąsiadami – dzięki temu się poznaliśmy. Choć żona pochodzi z Owczarni, a do szkoły chodziła w Klukowie, to trafiła tu podobnie jak ja. Ostatnią klasę szkoły kończyła w szkole w Karczemkach przed wojną.
Zatem los był Wam pisany.
W 1947 roku wzięliśmy ślub – kościelny w parafii w Chwaszczynie, a państwowy w Baninie, wówczas Tuchom należał do gminy Banino. Wychowaliśmy 5 dzieci (3 dziewczęta i 2 chłopców), mamy 9 wnuków oraz 12 prawnuków.
Przeżyliście bardzo ciężkie czasy. Teraz w szczęściu, razem już od 68 lat, cieszycie się długim pożyciem i patrzycie na Wasze pociechy. Z całą redakcją Chwaszczyno.pl oraz mieszkańcami Chwaszczyna i Tuchomia, życzymy Wam kolejnych jubileuszy i wielu wspólnych, pełnych zdrowia, pięknych i szczęśliwych chwil.
Dziękuję za rozmowę
rozmawiał Wojciech Albecki