W Sądzie Okręgowym w Gdańsku trwa proces, w którym mieszkanka Chwaszczyna domaga się od gminy Żukowo 100 tys. zł.
– Ta sprawa jest przykładem na to, jak łatwo jest się pozbyć członka rodziny, w bardzo prosty sposób doprowadzić go do ubezwłasnowolnienia – mówi Beata C., która pragnie zachować anonimowość. – O mały włos nie wylądowałam w Kocborowie, tak jak tego sobie życzył mój mąż, z którym się rozwodzę.
Zaczęło się od wniosku, jaki złożył mąż Beaty C. Pismo trafiło do Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów
Alkoholowych w Żukowie, w miesiąc po tym, jak Beata C. złożyła pozew o rozwód. Z wniosku do gminnej komisji wynikało, że pani Beata jest alkoholiczką.
Mieszkanka Chwaszczyna otrzymała wezwanie na komisję. Podczas spotkania zaprzeczyła, że nadużywa alkoholu.
Następnie p. Beatę skierowano na badanie do psychiatry, biegłego sądowego dr. Marka Kobusa. Orzekł on, że: „Na podstawie przeprowadzonego badania oraz akt sprawy stwierdzamy, że o ile dane z akt sprawy są zgodne ze stanem faktycznym, to Beata C. jest uzależniona od alkoholu”. Co w tym czasie zawierały „akta sprawy”? Znajdowała się tam notatka z wywiadu środowiskowego, z której wynikało, że p. Beata nadużywa alkoholu od 12 lat. Wywiad środowiskowy został przeprowadzony w siedzibie Urzędu Gminy w Żukowie, przez pracownika społecznego, który wezwał męża p. Beaty na rozmowę i wysłuchał jego wersji wydarzeń. Na podstawie takiej opinii lekarskiej komisja wezwała Beatę C. do podjęcia leczenia ambulatoryjnego. Beata C. odmówiła – gdyby się na to zgodziła, jej mąż mógłby wykorzystać argument alkoholizmu podczas sprawy rozwodowej. Poza tym, jak mówi, nigdy nie nadużywała alkoholu, więc nie widziała potrzeby leczenia.
W końcu, 30 stycznia 2009 roku komisja się zwróciła do sądu o zastosowanie leczenia w zakładzie stacjonarnym.
Sąd nie uwierzył jednak w alkoholizm pani Beaty. Wniosek oddalił. W uzasadnieniu tej decyzji czytamy: „w niniejszej sprawie nie zachodziła podstawa do skierowania Beaty C. na badania”. I dalej: „same twierdzenia męża nie zasługiwały na uwzględnienie”. Sposób przeprowadzenia wywiadu środowiskowego sąd uznał za „skandaliczny”. O skomentowanie sprawy poprosiliśmy dr. Marka Kobusa. – Nie jestem zainteresowany rozmową – odpowiedział. Komentarza odmówiła również Mariola Łukaszewicz, przewodnicząca żukowskiej komisji.
– Takie komisje nie są przez nikogo kontrolowane. Każdy może złożyć taki donos, powiedzieć, że ktoś inny jest alkoholikiem. Nie ma żadnej weryfikacji takich informacji – podsumowuje pani Beata, która wyceniła swoje straty moralne na 100 tys. zł. Czy gmina zapłaci? O tym rozstrzygnie sąd.
źródło: Dziennik Bałtycki